Donald Trump nie przestaje szokować swoimi kontrowersyjnymi wypowiedziami i działaniami. Jego najnowsze osiągnięcie to deklaracja niezadowolenia z polityki Fed, która zdaniem prezydenta szkodzi gospodarce i powoduje umocnienie dolara. Co prawda Trump uznał też, że Fed jest w pełni niezależny, a Jerome Powell to bardzo dobry szef tej instytucji, ale jednak pewien niesmak pozostał. Korzystną konsekwencją „ataku” na Fed było wyraźne osłabienie amerykańskiej waluty, co z kolei bardzo dobrze zrobiło rynkom wschodzącym, a także warszawskiej giełdzie. MSCI Emerging Markets zyskał prawie 1,5 proc., a WIG20 wzrósł o 1,7 proc. Inwestorzy nie mieliby z pewnością nic przeciw temu, by dolar pozostał słaby jeszcze przez jakiś czas, choć to życzenie nie jest powszechne, co widać choćby po sporym spadku indeksu na giełdzie niemieckiej.
Zawirowania na rynku walutowym, widoczne szczególne silnie w ostatnim czasie w przypadku juana, każą zwrócić uwagę na pewne niebezpieczeństwo, że wojny handlowe mogą się częściowo przenieść także na rynek walutowy, choć tu zagrożenie wydaje się mniejsze. Przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że zarówno zmagania handlowe, jak i perturbacje walutowe, nie tylko nie szkodzą wszystkim jednakowo, ale wręcz niektórym mogą przynosić przynajmniej okresowe, znaczne korzyści. Dotyczy to zarówno krajów, jak i spółek. Warto więc uważnie śledzić rozwój sytuacji i starać się trafnie oceniać, gdzie tego typu korzyści pomogą się pojawić, a co za tym idzie, by móc ten fakt wykorzystać.
Wakacyjny marazm zmienił się w letni rajd