Niespodziewana czwartkowa decyzja o obniżeniu podstawowej stopy procentowej z 0,5 do 0,1 proc., początkowo wyraźnie zmroziła nastroje na warszawskiej giełdzie. Rozwijająca się obiecująco tendencja wzrostowa, szczególnie w segmencie największych spółek, zdecydowanie wyhamowała. To przede wszystkim efekt przeceny akcji największych banków, które na cięciach stóp procentowych ucierpią najmocniej. Mówiąc najprościej, jak mają zarabiać, gdy stopa referencyjna wynosi 0,1 proc. Ale jak mają w tych warunkach zarabiać posiadacze oszczędności? Tym bardziej, że inflacja wciąż sięga niemal 3,5 proc., a odsetki od lokat i oprocentowanie obligacji skarbowych są ledwie dostrzegalne. W takich warunkach bycie rentierem to ciężki kawałek chleba, nawet jeśli ma się do dyspozycji kilka milionów złotych na koncie. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji bardzo wyraźnie zwiększa się zainteresowanie giełdą. Chęć ratowania realnej wartości kapitału, nawet kosztem podwyższonego ryzyka, zdaja się brać górę nad zniechęceniem do jakichkolwiek instrumentów finansowych. Ostatnia obniżka stóp procentowych tę tendencję może jeszcze wzmocnić.
Co ciekawe, po raz pierwszy od wielu lat presja wywierana na oszczędności przez inflację i niskie stopy procentowe, kieruje zainteresowanie posiadaczy kapitału w stronę giełdy i to w momencie, który zwykle do niej zniechęcał. Jeśli przypomnieć sobie historię naszego rynku kapitałowego, inwestorzy indywidualni „rzucali” się na akcje w momentach, gdy hossa trwała w najlepsze, a nawet gdy zbliżała się do nieuchronnego finału. Tym razem jest inaczej i choć to stwierdzenie nie ma dobrej opinii wśród fachowców, to tym razem trudno się z nim nie zgodzić. Trwająca od kilku lat zdecydowana awersja posiadaczy oszczędności do ryzyka zdaje się przechodzić właśnie do historii i być może pisany jest nowy rozdział w kwestii gospodarowania kapitałem przez rodzimych inwestorów.