Nie da się ukryć, że w tym roku indeksy warszawskiego parkietu, poza sWIG80, zachowują się wyjątkowo słabo na tle wskaźników giełd światowych. Wystarczy porównać zniżkujący o 23 proc. WIG20 z rosnącym o skromne 3 proc., ale jednak rosnącym, MSCI Emerging Markets. Sięgająca 26 punktów różnica to sytuacja nie zdarzająca się często. Z tej obserwacji można wyciągnąć różne wnioski. Z jedne strony świadczy ona ewidentnie o słabości naszego rynku. Z drugiej jednak, trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie takiego stanu rzeczy. Polska gospodarka zachowuje się relatywnie dobrze, a nawet bardzo dobrze, w porównaniu do sytuacji w jakiej znajduje się większość państw w Europie i na świecie. Spora część spółek osiąganymi wynikami finansowymi nie zachwyca, czemu trudno się w obecnych warunkach dziwić, ale też nie znajduje się w tak poważnych tarapatach, które uzasadniałyby kilkudziesięcioprocentowe spadki kursów ich akcji. Zestawienie tych obserwacji może prowadzić do pesymistycznych wniosków, ale może też być inspiracją dla wielu inwestorów. Racjonalne rozumowanie, poparte wnioskami z przeszłości, sugerowałoby bowiem rozważne napełnianie portfela wybranymi akcjami polskich spółek. Skoro nie znajdują się one w stanie zagrożenia, to ich kondycja powinna się poprawiać, wraz z powrotem lepszej koniunktury. Z kolei okresy tak dużych dysproporcji między indeksami polskich firm i wskaźnikami będącymi dla nich punktem odniesienia, z reguły są w dalszej perspektywie kompensowane. Być może zmniejszanie tych dysproporcji nastąpi już w przyszłym roku. Co więcej, z punktu widzenia sporej części inwestorów, także obecny, słaby rok, wcale nie jest taki słaby, bowiem wbrew wskazaniom indeksów, okazji do osiągania zysków nie brakowało. Warunki do inwestowania w akcje są i pozostaną dobre. Dla coraz większej grupy posiadaczy oszczędności lepszy niepewny, co prawda, ale kuszący zysk, niż pewna, choć niewielka strata z lokat bankowych.