Na giełdach trwa bardzo dobra passa. Nie były w stanie jej przerwać, ani zahamować zła sława maja, a czerwiec, jak do tej pory też pogorszenia nastrojów nie przynosi. Niepokój jednak wisi w powietrzu. Powody są dwa. Po pierwsze, indeksy zawędrowały już bardzo wysoko i rośnie prawdopodobieństwo choćby niewielkiej korekty, chłodzącej rozgrzane głowy inwestorów. Dobrym do tego pretekstem może się stać czwartkowa publikacja danych o inflacji w Stanach Zjednoczonych. Narastanie presji inflacyjnej już od pewnego czasu stanowi główny powód obaw, oczywiście w kontekście zbliżającej się perspektywy normalizacji polityki pieniężnej. W oficjalnych deklaracjach Fed nadal podtrzymuje wolę stymulowania gospodarki, aż do osiągnięcia stanu pełnego zatrudnienia, jednak intensywność tej stymulacji może ulegać zmianie. Jeśli okaże się, że w maju inflacja podskoczyła z i tak już bardzo wysokiego poziomu 4,2 proc., do 4,7 proc., jak wynika z oczekiwań analityków, mogą nasilić się głosy sugerujące szybsze rozpoczęcie ograniczania skali skupu aktywów przez Fed oraz skrócenie perspektywy delikatnej podwyżki stóp procentowych. Taki scenariusz z pewnością niekorzystnie podziałałby na sytuację na rynku akcji, choć pesymizm byłby łagodzony przez coraz lepsze dane z realnej gospodarki. Druga połowa roku zapewne przyniesie silne odbicie dynamiki PKB w przypadku większości gospodarek. Dobre perspektywy makroekonomiczne powinny zatem sprzyjać kontynuacji hossy na rynkach finansowych.
Na razie większych obaw związanych z normalizacją polityki monetarnej nie widać. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych od dwóch miesięcy stabilizuje się w okolicy 1,6 proc., sprzyjając rynkowi akcji. Dolar pozostaje słaby, także przyczyniając się do optymizmu na rynkach finansowych i surowców. Ewentualna zmiana tych tendencji nie powinna być zbyt gwałtowna, a prawdopodobne ochłodzenie nastrojów w drugiej połowie czerwca może być dobrą okazją do uzupełniania bądź rebalansowania portfeli.