Na niemal całym świecie obserwowana jest mocna przecena obligacji skarbowych. Rosnąca inflacja zmusza banki centralne do zaostrzania lub, jak to się bardziej dyplomatycznie określa, normalizacji polityki pieniężnej. Decyzje władz monetarnych, czy nawet tylko oczekiwanie na nie, powodują mniej lub bardziej gwałtowny wzrost rentowności papierów dłużnych o stałym oprocentowaniu. Tendencja ta rozpoczęła się jeszcze w ubiegłym roku, a więc można mówić o jej trwałym charakterze, a wiele wskazuje na to, że jej kontynuacja jest niemal pewna. Nieco trudniej za to jest prognozować zarówno czas jej trwania, jak i zasięg. Część ekspertów przekonuje, że mamy do czynienia z cykliczną, a więc i długotrwałą bessą na obligacyjnym rynku. Inni są w swych prognozach bardziej ostrożni, zwracając uwagę na niepewne perspektywy globalnej gospodarki. Przy niekorzystnym rozwoju zjawisk makroekonomicznych, normalizacja czy zaostrzanie polityki pieniężnej, może zostać powstrzymane szybciej, niż się obecnie sądzi. Faktem jest, że od sierpnia ubiegłego roku rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich poszła w górę z nieco ponad 0,5 do ponad 1,7 proc. w marcu, a obecnie wciąż przekracza 1,6 proc. Tak dużej dynamiki zmian nie notowano od bardzo dawna. Podobnie jest także na naszym rynku, z tą różnicą, że przecena obligacji rozpoczęła się kilka miesięcy później niż w Stanach Zjednoczonych. Rentowność polskich dziesięciolatek od listopada ubiegłego roku wzrosła z 1,13 do prawie 2,9 proc., a tendencja ta nabrała niespotykanego tempa pod koniec września, po nieoczekiwane zmianie podejścia RPP do postrzegania wzrostu inflacji oraz zaskakującej podwyżce stóp procentowych.
Odwrót inwestorów od obligacji jest jednym z czynników wspomagających dobrą koniunkturę na rynkach akcji. Choć jeszcze zbyt głośno nie mówi się o tak zwanej wielkiej rotacji, to wydaje się że najwyraźniej to zjawisko już występuje. Fundusze obligacyjne stanowiły od lat ulubiony produkt większości posiadaczy oszczędności o konserwatywnym nastawieniu do ryzyka. Od kilku miesięcy przekonują się oni, że na słusznie uznawanych za najbardziej bezpieczne rozwiązaniach, także można ponieść straty. Co prawda spadek wartości jednostek uczestnictwa jest niewielki, ale w połączeniu z narastającą inflacyjną erozją, zaczyna być coraz bardziej odczuwalny. Nic więc dziwnego, że pieniądze zaczynają z funduszu dłużnych odpływać. Część z nich zapewne zacznie zasilać rynek akcji, bo choć ryzyko na nim jest znacznie większe, to jednak daje on szansę na ochronę przed inflacją.