Ogłoszony właśnie pokaźny, liczony w dziesiątkach miliardów złotych, pakiet wyborczych zapowiedzi, zrobił pewne wrażenie na inwestorach giełdowych, a można się spodziewać, że to jeszcze nie koniec reakcji na jego ewentualne konsekwencje. Na razie reakcje te były dość zróżnicowane. W oczywisty sposób pozytywnie zareagowały notowania akcji spółek, których wyniki są wprost zależne od aktywności konsumentów. Stąd też silny, sięgający niemal 7 proc. skok kursu papierów Dino, czy pokaźne zwyżki notowań papierów CCC i LPP. Z drugiej strony, mieliśmy do czynienia z równie solną negatywną reakcję na rynku skarbowych papierów dłużnych, gdzie rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich poszła w górę do prawie 2,9 proc., choć jeszcze kilka dni temu nie przekraczała 2,7 proc. To wynik obaw inwestorów, związanych z koniecznością sfinansowania wspomnianych hojnych obietnic. Choć wśród ekonomistów także zdają się przeważać obawy, związane z wytrzymałością systemu finansów państwa, warto jednak zauważyć, że potężna stymulacja fiskalna na krótką metę może przyczynić się do złagodzenia skutków pogorszenia się koniunktury gospodarczej. Dotychczasowe, dość pesymistyczne oczekiwania spowolnienia tempa wzrostu polskiej gospodarki, wypada zrewidować w górę o kilka dziesiątych punktu procentowego. Może się więc okazać, że po raz kolejny konsumpcja prywatna uchroni nas przed głębszym spowolnieniem i wzrost PKB może w tym roku przekroczyć 4 proc., podtrzymując dobrą koniunkturę i pozwalając przeczekać gorsze czasy w naszym gospodarczym otoczeniu. Taki efekt złagodziłby słuszne narzekania ekonomistów na niezbyt korzystną strukturę wzrostu polskiej gospodarki. W końcu jednak lepszy taki wzrost, niż poważniejsze jego ograniczenie, a skoro inwestycji podkręcić się nie da, to warto podkręcać to, co się da. Oby tylko nie skończyło się później na przykręcaniu podatkowej śruby.