Od co najmniej kilku tygodni istotny wpływ na to co dzieje się na rynkach finansowych, a w szczególności na emerging markets, mają notowania dolara. Chodzi przy tym zarówno o kwestie związane z polityką pieniężną prowadzoną przez Fed, jak i o postrzeganie amerykańskiej waluty jako bezpiecznej przystani dla kapitału w warunkach podwyższonego ryzyka. Jeśli chodzi o niechęć do ryzykownych aktywów, trudno liczyć na szybką poprawę, głównie ze względu na kwestie geopolityczne oraz toczącą się wojnę handlową, której możliwe konsekwencje są jednym z podstawowych źródeł niepokoju. W przypadki działań Fed, sprawa jest już bardziej skomplikowana. Publikacja czerwcowych danych z amerykańskiego rynku pracy nieco rozczarowała, co natychmiast znalazło odzwierciedlenie w postaci osłabienia dolara. Sytuacja na rynku walutowym zależy jednak nie tylko od informacji dotyczących gospodarki USA i nastawienia rezerwy federalnej do kwestii tempa podwyższania stóp procentowych, ale także od tego, co zamierza zrobić Europejski Bank Centralny. Czerwcowe posiedzenie EBC naświetliło perspektywę, ale nie wyjaśniło jej do końca. W najbliższych dniach czeka nas cała seria publicznych wystąpień przedstawicieli władz monetarnych strefy euro, które mogą pokazać układ sił i zasugerować termin prawdopodobnej podwyżki stóp procentowych, co do którego wciąż nie ma pewności. Bardziej jastrzębie głosy prowadziłyby do umocnienia euro, co poprawiłoby nastroje na rynkach wschodzących. Ten efekt było widać już w ubiegły piątek, gdy MSCI Emerging Markets poszedł w górę o 1,4 proc. WIG20 zareagować nie zdążył, bo dolar osłabił się wobec euro dopiero pod koniec sesji na warszawskim parkiecie. Zyskał za to sporo już nieco wcześniej, broniąc się przed spadkiem poniżej 2100 punktów. Jest więc szansa na przełamanie niekorzystnej tendencji, o ile tylko otoczenie zewnętrzne nie będzie zbytnio przeszkadzało.
Maciej Świątkowski