Na większości światowych giełd trwa dobra passa, zdająca się wyraźnie wykraczać poza efekt stycznia. Wszystko wskazuje na to, że wzrostowa tendencja na rynkach akcji podtrzymywana jest dzięki zmianie nastawienia Fed do dotychczasowej polityki pieniężnej. Korzysta z tego większość przedstawicieli zarówno rynków wschodzących, jak i rozwiniętych. S&P500 od ubiegłorocznego, ustanowionego w Wigilię dołka, zyskał już 16 proc. i tym samym odrobił ponad połowę strat poniesionych w ostatnich miesiącach ubiegłego roku. W tym czasie MSCI Emerging Markets poszedł w górę o 13 proc., jednak w jego przypadku wzrostowe odreagowanie zaczęło się dużo wcześniej, bo w październiku 2018 r., czyli niemal w tym samym momencie, w którym na Wall Street rozpoczynała się groźnie wyglądająca fala spadków. Biorąc pod uwagę to przesunięcie czasowe, można dostrzec wyraźną, niemal idealną zbieżność, dotyczącą skali zwyżkowej tendencji na rynkach wschodzących i na parkiecie nowojorskim. Co ciekawe, w obu przypadkach przebiegała ona do tej pory bez żadnej korekty. Z jednej strony to oznaka determinacji byków i silnej wiary w swoje racje, jednak z drugiej, należy liczyć się z tym, że niebawem pojawią się chętni do realizowania niemałych przecież zysków. Choć na razie nie widać ani powodów, ani pretekstów, korekta wydaje się nieunikniona. Można podejrzewać, że sygnał do jej rozpoczęcia popłynie z Wall Street. Jest dość prawdopodobne, że do tego czasu S&P500 dotrze w okolice 2800 punktów i dopiero ten poziom powstrzyma zwyżkę. Jednak czas i miejsce pojawienia się korekty nie są najbardziej istotne. Kluczowe znaczenie dla średnioterminowych losów rynku może mieć jej zasięg. Na tej podstawie będzie możliwa ocena perspektyw koniunktury na światowych giełdach w kolejnych miesiącach.