Indeks najmniejszych spółek warszawskiego parkietu znajduje się w silnej tendencji spadkowej od kwietnia 2017 r., a więc już od prawie dwóch lat. Do grudnia ubiegłego roku tracił 36 proc., a więc można mówić w tym przypadku o prawdziwej bessie. W ostatnich tygodniach widać jednak niewielką, ale wyraźną poprawę. Od dołka z 27 grudnia sWIG80 zyskał nieco ponad 7 proc., a w ostatnich dniach ten ruch w górę uległ przyspieszeniu. Na razie nie wygląda to na przełom, ani z uwagi na skalę zwyżki, ani tym bardziej na aktywność inwestorów, która w tym segmencie naszego rynku pozostaje bardzo ograniczona.
Obecna wzrostowa sekwencja to dopiero trzecia poważniejsza, w ciągu wspomnianych prawie trzech lat bessy, próba jej powstrzymania. Poprzednia miała miejsce w lipcu ubiegłego roku i choć zapowiadała się dość obiecująco, została bardzo szybko zduszona, a zwyżka nie osiągnęła nawet o 4 proc. Wcześniejsza miała miejsce od listopada 2017 r. do połowy stycznia 2018 r. i w jej wyniku sWIG80 poszedł w górę o około 10 proc. Ubiegłoroczne powszechne pogorszenie się nastrojów na giełdach, w połączeniu z rodzimymi kłopotami, nie dało szans naszym małym spółkom.
Trudno jeszcze ocenić, czy tym razem będzie inaczej i czy można liczyć na bardziej trwałą poprawę w tym segmencie, ale warto obserwować rozwój sytuacji, a inwestorzy akceptujący większy poziom ryzyka mogą próbować akumulować akcje, dokonując odpowiedniej selekcji. Jest to tym bardziej uzasadnione, patrząc na wciąż bardzo niskie wyceny walorów małych firm. Najbardziej popularny wskaźnik ceny do zysku na akcję, znajduje się na poziomie najniższym od ponad sześciu lat. Takie wieloletnie minima często stanowią dobrą okazję inwestycyjną, szczególnie dla graczy długoterminowych i nie zdarzają się zbyt często.