Kolejna już wolta Donalda Trumpa, który z piątku na niedzielę radykalnie zmienił zdanie w kwestii postępów w rozmowach z Chinami i zagroził zaostrzeniem wojny celnej, podziałało na inwestorów jak kubeł zimnej wody. Przedłużanie i eskalacja konfliktu nie jest oczywiście dobrą wiadomością i może wpłynąć na powrót obaw o perspektywy globalnej gospodarki, które i tak nie są najlepsze. Jeśli ostatnie posunięcia amerykańskiego prezydenta nie są tylko taktyczną próbą nacisku w negocjacjach, nadzieje na miękkie lądowanie światowej koniunktury mogą okazać się zbyt optymistyczne. Patrząc jednak trochę przewrotnie, ochłodzenie euforii na rynkach finansowych było zdecydowanie potrzebne. Inwestorzy, szczególnie na Wall Street, poszli chyba w swym optymizmie zbyt daleko, windując indeksy na rekordowo wysokie poziomy. Tam, podobnie jak we Frankfurcie i Szanghaju, korekta jest jak najbardziej uzasadniona. Przekraczające 5 proc. poniedziałkowe tąpnięcie na giełdzie w Chinach i sięgające 2 proc. spadki w przypadku niemieckiego DAX-a oraz podobnej skali zniżka kontraktów na indeksy amerykańskie odzwierciedla skalę zaskoczenia rozwojem sytuacji. Wszystko to może się jednak okazać zdrowym oczyszczeniem atmosfery i powrotem do rozsądnej oceny rzeczywistości. Pozytywnym skutkiem ubocznym całego tego zamieszania jest z pewnością spadek notowań ropy naftowej. Z punktu widzenia sytuacji na warszawskim parkiecie, mamy do czynienia z przyspieszeniem testowania technicznego wsparcia w przypadku indeksu największych spółek. Warto też zwrócić uwagę, że poniedziałkowa reakcja WIG20 jest znacznie łagodniejsza niż ma to miejsce na większości pozostałych parkietów. Warszawskie byki mają więc szansę udowodnić swoje zdolności obronne, a jeśli się to uda, można myśleć o co najmniej o przedłużeniu wahań w ramach trwającego od początku roku trendu bocznego, z opcją powrotu do jego górnego ograniczenia.