Indeks najmniejszych spółek warszawskiego parkietu niezbyt dynamicznie, ale konsekwentnie pnie się w górę. W tym roku zyskuje już 15,5 proc., a od dołka z grudnia ubiegłego roku zwyżka przekracza 17 proc. Pozostaje więc tylko niewielki krok do przekroczenia umownej granicy hossy. Warto zwrócić uwagę, że tym co odróżnia sWIG80 od zachowania pozostałych głównych wskaźników, jest nie tyle skala zwyżki, ale przede wszystkim wspomniana konsekwencja i bardzo wyraźnie rysujący się trend wzrostowy oraz fakt, że nie przerywają go poważniejsze korekty. W tym czasie mWIG40 kilkukrotnie dostarczył powodów do zwątpienia w trwałość zwyżki, a WIG20 mimo trzech prób wyjścia górą, od początku roku tkwi w tendencji bocznej w przedziale 2300-2400 punktów.
Można powiedzieć, że wskaźnik najmniejszych spółek ma najwięcej do odrobienia po trwającej w tym segmencie niemal dwa lata bessie, więc nic dziwnego, że obecnie mocniej rośnie, a inwestorzy zaczęli nie tylko dostrzegać okazyjnie niskie wyceny akcji, ale też wykorzystywać ten fakt do uzupełniania portfeli. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, związanym z niską płynnością rynku małych firm, proces ten odbywa się na razie bardzo spokojnie, co sugeruje, że inwestorzy realizują swój plan w sposób przemyślany i kontrolowany, w oczekiwaniu na długoterminowe efekty, które prędzej czy później, powinny się pojawić.
Jednak nawet inwestorzy nastawieni na zyski w krótkim horyzoncie, nie mają powodów do narzekań. Warto bowiem zwrócić uwagę, że od początku roku akcje prawie połowy małych spółek wchodzących w skład sWIG80 zwyżkowały mocniej niż sam indeks, w tym trzydzieści dały zarobić ponad 20 proc. A przy tym niewielkie było ryzyko porażki, bo na większym minusie, przekraczającym 10 proc., są papiery zaledwie pięciu małych firm.