W ubiegłym tygodniu polski rynek akcji (WIG) osunął się o 0,6%. Niewiele, szczególnie biorąc pod uwagę rajd giełdy w poprzednim tygodniu, jednak w świetle dobrych nastrojów na giełdach zachodnich – szczególnie przebija się bardzo pozytywny odbiór piątkowego przemówienia Powella, oczekiwać można było większego entuzjazmu. W efekcie Warszawski Indeks Giełdowy rozpoczął i zakończył tydzień praktycznie w połowie ostatniej fali spadkowej, w okolicach 84 tys. punktów. Co ciekawe, na zachowanie naszej giełdy sygnały płynące z gospodarki również praktycznie nie wpływały. Ani gorsze od oczekiwań dane o produkcji przemysłowej (+4,9% r/r ver. oczekiwanego wzrostu 7,8%) czy sprzedaży detalicznej (+4,4% r/r ver. oczekiwanych 5,6%), ani też lepsze dane o produkcji budowlanej, która w lipcu spadła jedynie o 1,4% r/r wobec oczekiwanego spadku o 2,5%. Dużo większe zainteresowanie budziły wyniki spółek, czego najlepszym dowodem była piątkowa reakcja na słabsze od oczekiwań wyniki Dino za II kwartał. Akcje spółki zanotowały spadek o prawie 10% przy obrotach przekraczających 500 mln złotych. O słabej frekwencji inwestorów podczas piątkowej sesji niech świadczy fakt, że było to ok. 40% obrotów całej naszej giełdy.
Na piątkowe wystąpienie Powella w Jackson Hole czekał praktycznie cały świat. I trzeba przyznać, że reakcja innych giełd była znacznie bardziej entuzjastyczna od naszej. Szczególnie ucieszyli się Amerykanie, gdzie w piątek S&P 500 wzrósł o 1,15%, przebił ponownie 5.600 punktów i krąży w okolicy lipcowych szczytów wszech czasów. Sugestia Powella, że teraz to nie inflacja, a słabnący rynek pracy będzie największą troską FED, wyraźnie wskazuje na wrześniowy początek obniżek stóp (25 lub 50 punktów bazowych), a do końca roku może być to nawet 1%. W efekcie ponownie spadały rentowności amerykańskich 10-latek (obecnie ok. 3,8%). Biorąc pod uwagę, że aktualnie przedział funduszy federalnych to 5,25-5,5%, rynki wyraźnie spodziewają się dalszych cięć również w 2025 roku. Dalszą konsekwencją oczekiwanych w USA cięć stóp, było osłabienie dolara, który w stosunku do złotówki jest najsłabszy od 3 lat, a przełamanie bariery 3,9 PLN/USD sugeruje możliwość zejścia nawet poniżej 3,70 PLN/USD. W obliczu jastrzębiej postawy RPP to nie powinno dziwić – potencjalne pozostawienie w Polsce stóp na poziomie 5,75% będzie czynić z naszej waluty coraz bardziej interesujące miejsce do spekulacji. Dużo bardziej dziwi słabość dolara w stosunku do euro. Poziom 1,12 to szczyt z 2023 roku i w zasadzie poziomy sprzed początku wojny na Ukrainie. Gospodarka europejska jest w stanie dużo gorszym niż amerykańska, czego dowodem jest rachityczny tegoroczny wzrost PKB w strefie euro, czy kolejne słabe odczyty wskaźników PMI, które szczególnie w największej w Europie – niemieckiej gospodarce wypadły po raz kolejny słabiej niż miesiąc wcześniej i jednocześnie gorzej od oczekiwań. Bez silniejszej stymulacji ze strony Europejskiego Banku Centralnego (czyli obniżek stóp przynajmniej tak silnych jak w USA) nie tylko tegoroczne ale i przyszłoroczne ożywienie stoi pod dużym znakiem zapytania.
Amerykanie tak szybko zapomnieli o ryzyku recesji, że praktycznie bez echa przeszła z kolei środowa informacja o ogromnej korekcie w dół nowych miejsc pracy utworzonych w gospodarce amerykańskiej w okresie od kwietnia 2023 do marca 2024. Średniomiesięczny spadek nowych miejsc pracy z 242 tys. do 174 tys. oznacza korektę o ok. 30%. Co ważniejsze dana ta w dużym stopniu burzy narrację, którą pocieszali się inwestorzy po wejściu w Regułę Sahm – jednym z uspokajających argumentów było twierdzenie, że wzrost bezrobocia jest spowodowany znacznym napływem imigrantów jako nowej siły roboczej, a nie słabnącym stanem zatrudnienia. Kolejnym ryzykiem są oczywiście zbliżające się wybory, ale tym razem inwestorów powinny zaniepokoić socjalistyczne zapędy kandydatki demokratów. I nie chodzi o planowany wyższy podatek dochodowy dla korporacji – chociaż inwestorów to na pewno nie ucieszy, ale propozycja federalnej kontroli cen podstawowych artykułów spożywczych przypomniała starszym z nas czasy słusznie minione, kiedy towary się „zdobywało”, a nie po prostu kupowało. Jeżeli do tego dodamy gwałtownie zaogniający się konflikt na Bliskim Wschodzie, może się okazać, że ubiegłotygodniowa wstrzemięźliwość naszych inwestorów miała całkiem solidne podstawy.