Zgodnie z oczekiwaniami, rezerwa federalna na styczniowym posiedzeniu pozostawiła stopy procentowe na niezmienionym poziomie. Reakcja rynków była bardzo spokojna, bowiem inwestorzy takiej decyzji się spodziewali. Utrzymywanie kosztu pieniądza na wciąż relatywnie wysokim poziomie nie szkodzi ani firmom, ani konsumentom, amerykańska gospodarka i rynek pracy radzą sobie nadal bardzo dobrze, więc Fed może spokojnie dążyć do trzymania inflacji w ryzach i starać się sprowadzić ją do pożądanego poziomu, tym bardziej, że trzeba wciąż brać pod uwagę konsekwencje proinflacyjnej polityki Donalda Trumpa. Zróżnicowane są natomiast oczekiwania względem dalszych posunięć Fed. Część analityków oczekuje, że do końca roku stopy procentowe już nie zostaną obniżone, a w przypadku wzrostu inflacji mogłyby być nawet podwyższone. Cześć wciąż liczy na dwie obniżki po 0,25 punktu procentowego. Sam Jerome Powell deklaruje, że Fed nie ma sprecyzowanego scenariusza decyzyjnego i jego decyzje zależeć będą od danych i rozwoju wydarzeń.
Podtrzymując opinię o stonowanej reakcji rynków finansowych, należy jednak zwrócić uwagę, że indeksy na Wall Street po ogłoszeniu decyzji lekko zniżkowały, kontynuując korektę po dwóch tygodniach silnych wzrostów. S&P500 i Nasdaq Composite traciły w środę po około 0,5 proc., a Dow Jones szedł w dół o 0,3 proc. Co ciekawe Russell 2000 zwyżkował o 0,9 proc., a przecież to mniejsze firmy są uznawane za bardziej wrażliwe na koszt pieniądza. Dolar lekko umacniał się względem euro, ale jego indeks minimalnie zniżkował, co odzwierciedla niepewność co do przyszłych działań Fed. Zastanawiać może sytuacja na rynku długu. Od kilku dni ceny obligacji skarbowych idą w górę, w wyniku czego rentowność amerykańskich papierów dziesięcioletnich spada w okolice 4,5 proc. To może wskazywać, że przewagę mają inwestorzy liczących na powrót do luzowania polityki pieniężnej, ale też może być efektem poszukiwania przez inwestorów bezpiecznej przystani.