Rynki finansowe nie przestają zaskakiwać zarówno inwestorów, jak i analityków. Pod koniec ubiegłego roku eksperci z Goldman Sachs prognozowali, że S&P500 osiągnie pod koniec 2024 r. poziom 5100 punktów. Tymczasem nie minęła jeszcze połowa lutego, a wspomniany indeks już jest zaledwie około 74 punktów poniżej prognozowanej wartości. To oczywiście bardzo optymistyczny sygnał, oraz sytuacja ciesząca posiadaczy amerykańskich akcji, jednak to wszystko nie przesądza jeszcze, jak potoczą się wydarzenia w kolejnych miesiącach i czy rzeczywiście na koniec roku S&P500 będzie miał tyle punktów, ile przewidywali analitycy renomowanego banku.
Na razie wszyscy się cieszą i są niemal w euforii, ale nie brakuje też sygnałów ostrzegawczych. Z punktu widzenia analizy technicznej, mamy do czynienia z narastającym, by nie powiedzieć skrajnym, wykupieniem rynku. Wskaźniki wyceny akcji także pną się w górę, czyli coraz większa grupa inwestorów może zastanawiać się, czy jeszcze warto kupować akcje. Trzecia wreszcie wątpliwość wiąże się z tym, że indeksy wyciągane są w górę przez coraz mniej liczną grupę spółek, ale selektywność hossy może zwiastować jej koniec lub choćby większą korektę. Swoje argumenty mają także optymiści, liczący na kontynuację dobrej passy. To przede wszystkim oddalenie groźby recesji, głównie w amerykańskiej gospodarce, postępujący spadek inflacji oraz oczywiście perspektywa łagodzenia polityki pieniężnej przez Fed.
Na warszawskim parkiecie optymizm jest znacznie mniejszy. Po rewelacyjnym ubiegłym roku, początek 2024 r. może nieco rozczarowywać. Ale nie jest też wcale tak źle. Indeks szerokiego rynku na razie wychodzi niemal na zero, WIG20 traci jedynie nieco ponad 1 proc., ale już mWIG40 idzie w górę o ponad 2,5 proc., a sWIG80 zwyżkuje o prawie 2 proc. Nie można wykluczyć, że po silnym początku roku na Wall Street i słabszym zachowaniu GPW, w kolejnych miesiącach proporcje ulegną zmianie na korzyść polskich akcji.