Właściwie to już niemal „żelazna” zasada, że warszawski parkiet korzysta z umacnia się naszej waluty względem dolara. I tak się dzieje w ostatnich dniach. Dolar słabnie od siedmiu tygodni, a od czterech tygodni indeks naszych największych spółek dynamicznie idzie w górę. Tym razem, co ciekawe, pozostaje w korelacji z indeksem rynków wschodzących, ale skalą zwyżek wyraźnie go wyprzedza. Na razie można jednak mówić o nadrabianiu zaległości, bowiem od początku roku MSCI Emerging Markets zyskuje ponad 5 proc., w WIG20 rośnie jedynie o ponad 3 proc. Warto również zauważyć, że po przeliczeniu indeksu naszych blue chips na dolary, sytuacja jest dla nas znacznie bardziej korzystna, gdyż w takim ujęciu dolarowy WIG20 od początku roku rośnie o ponad 8 proc. Walutowy dopalacz jest więc jednym z bardziej istotnych impulsów dla warszawskich byków. Tezę tę potwierdza także relatywnie gorsze w krótkim terminie zachowanie indeksów średnich i małych spółek. Do piątkowego przedpołudnia, kończącego pierwszą połowę kwietnia, WIG20 rósł o prawie 6 proc., a mWIG40 jedynie o nieco ponad 3 proc. Wskaźnik najmniejszych firm zyskiwał zaledwie 2,5 proc. Zdecydowanie inaczej, na korzyść segmentu małych i średnich firm, prezentuje się obraz w horyzoncie od początku roku. W tym czasie sWIG80 rośnie aż o 19,5 proc., mWIG40 idzie w górę o ponad 11 proc., a WIG20 o zaledwie 3,5 proc. Interpretacja tego zastawienia wcale jednak nie musi być oczywista. Z jednej strony można spodziewać się korekty i realizacji zysków w segmencie małych i średnich firm, z drugiej zaś można oczekiwać, że WIG20 zacznie ograbiać stracony dystans. Wskazówką powinna być obserwacja kondycji naszej waluty.