Obligacje skarbowe uznawane są za najbardziej bezpieczne papiery dłużne. Zupełnie inaczej jest w przypadku spółek, w których Skarb Państwa ma znaczący udział w akcjonariacie, umożliwiający wywieranie wpływu na ich działalność. W ciągu ostatnich kilku lat negatywnych przykładów tego wpływu nie brakowało. Zbyt duży udział państwa jest wręcz uznawany za jedną z systemowych przyczyn słabego zachowania się indeksu naszych największych spółek względem pozostałych giełd, zjawiska rażącego w kontekście znakomitej kondycji polskiej gospodarki.
Pierwsza grudniowa sesja stanowiła „doskonałe” potwierdzenie tezy o negatywnym wpływie udziału państwa w akcjonariacie firm. Jeśli nie liczyć CCC, w poniedziałek wśród spadkowiczów dominowały właśnie tego typu spółki. Z niemal 5 proc. spadkiem przodowały papiery Pekao, jednego z największych polskich banków, którego zarząd został dotknięty niespodziewanymi i trudnymi do wyjaśnienia zmianami. Niewiele mniejszego tąpnięcia doznały akcje PZU, kolejnego finansowego giganta, znajdującego się w państwowej gestii. Wobec niego pojawiało się przypuszczenie, że wkrótce zarząd także wciągnięty zostanie w wir kadrowej karuzeli. Z nieco innych powodów mocno taniały akcje Tauronu i PGE, skazanych nie tylko na politykę państwa w zakresie cen energii, ale także na ręczne sterowanie. Niedawno, przy okazji powołania „nowego” ministerstwa aktywów państwowych, jego szef deklarował, że będzie dążył, by ceny prądu dla konsumentów nie wzrosły, „przekonując” do tego prezesów państwowych koncernów energetycznych. W poniedziałek zaś minister rozwoju poinformowała, że w przyszłym roku nie planuje się stosowania systemu rekompensowania odbiorcom skutków wzrostu cen energii. Wynika z tego, że różnicę między rosnącymi kosztami jej wytwarzania a trzymanymi przez państwo na wodzy cenami prądu zaabsorbują spółki energetyczne, co nie pozostanie bez wpływu na ich wyniki finansowe.
Wiele więc wskazuje na to, że wpływ polityki znów będzie niekorzystnie oddziaływał na sytuację w segmencie największych spółek, ale nie należy go także demonizować. Trzeba bowiem mieć na względzie, że do poniedziałkowych spadków WIG20 przyczyniło się także w znacznym stopniu wyraźne pogorszenie się nastrojów na głównych światowych giełdach. Niemiecki DAX stracił ponad 2 proc., a więc zdecydowanie więcej niż nasz indeks, a wskaźniki na Wall Street szły w dół niemal od początku handlu w Nowym Jorku.