Turecki kryzys przepełnił czarę goryczy, napełniającą się na rynkach wschodzących już od kilku miesięcy. Gdyby chodziło tylko o Turcję i jej kłopoty, można byłoby liczyć na stopniową poprawę nastrojów, jednak mamy do czynienia z długą listą problemów i zagrożeń, zarówno lokalnych, w odniesieniu do kilku państw, jak i globalnych, jak zaostrzanie polityki pieniężnej przez Fed i wciąż gorąca kwestia wojny handlowej. W tych warunkach trudno spodziewać się dobrej drugiej połowy roku na emerging markets. Nie oznacza to jednak, że giełdy wszystkich krajów tej grupy musi czekać taki sam los. Jest oczywiste, że ich sytuacja jest bardzo zróżnicowana, na razie odpływający kapitał nie zwraca uwagi na detale, ale wkrótce wybrane rynki mogą wrócić do łask. Jeśli popatrzeć na wyniki gospodarki oraz kondycję finansów państwa, Polska może znaleźć się w tej grupie. Po wyprzedaży, która przetacza się przez rynki wschodzące, zmniejsza się sygnalizowane przez wielu analityków ryzyko dalszego skracania pozycji w warszawskich akcjach, związane z wrześniowym przekwalifikowaniem naszego kraju do grona rynków rozwiniętych. Wcześniejsze obawy dotyczące przetasowań w portfelach globalnych funduszy mogą więc okazać się nie tak poważne, jak się tego spodziewano.