Ostatnie dni stoją pod znakiem testowania perspektyw trwającej od końca marca fali wzrostów na światowych giełdach. Widać to na większości z nich, w postaci wyhamowania tendencji zwyżkowej oraz zwiększenia zmienności notowań. S&P500 od kilku sesji „walczy” w okolicach 2800 punktów, a każdy dzień przynosi zmianę kierunku ruchu. Podobnie jest w przypadku indeksu giełdy we Frankfurcie, który wyraźnie traci impet po zbliżeniu się do 11 tys. punktów. Jego środowy spadek o prawie 4 proc. wskazuje na nasilenie obaw inwestorów. Nastąpiło to mimo opublikowanych dzień wcześniej o wiele lepszych niż się spodziewano danych o chińskim handlu zagranicznym, a więc czynniku bardzo istotnym dla niemieckiej gospodarki. Co ciekawe, na chińskiej giełdzie, znanej z dużych wahań indeksów, zmienność jest znacznie mniejsza niż na pozostałych parkietach, ale nastrój wyczekiwania podobny jak wszędzie. Shanghai Composite od 7 kwietnia oscyluje wokół 2800 punktów. Swoją drogą to także interesujący przypadek „unifikacji” poziomów indeksów na Wall Street i w Szanghaju, choć to zjawisko także należy postrzegać jedynie jako ciekawostkę.
Test tendencji wzrostowej widoczny jest także na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets zatrzymał się nieco poniżej bariery 900 punktów i od kilku dni przebywa w konsolidacji przy tym poziomie. Nie inaczej jest w przypadku naszego WIG20, choć tu byki zdają się być trochę silniejsze i starają się utrzymać indeks nieco powyżej 1600 punktów.
Z jednej strony można założyć, że wyhamowanie tendencji wzrostowej na giełdach wynika z naturalnej w takich sytuacjach chęci realizacji zysków. Z drugiej jednak, może ono wskazywać na wzrost niepewności w kwestii rozwoju pandemii koronawirusa, a jednocześnie nadziei związanych z zapowiedziami stopniowego „odmrażania” gospodarek w wielu krajach, także w Polsce. Kierunek ruchu giełdowych indeksów będzie zależeć w oczywisty sposób od tych dwóch czynników.