W ubiegłym tygodniu indeks grupujący największe spółki warszawskiej giełdzie – pomimo piątkowego spadku – wzrósł o 3,7%. O początku miesiąca oznacza to już prawie 10% ruch indeksu na północ. Całkiem nieźle, ale tak szybkie wzrosty zdarzają się na rynku akcji raz na jakiś czas, a po mocno korekcyjnym sierpniu i wrześniu, kiedy rynek był już zdecydowanie wyprzedany, silne odbicie nie jest niczym nadzwyczajnym. Znacznie rzadziej jednak zdarza się, aby tak silne wzrosty miały miejsce w opozycji do zasadniczo wszystkich najważniejszych rynków Świata. Amerykański S&P zakończył ubiegły tydzień ze spadkiem na poziomie ok. 2,5%, co oznacza że od początku października stracił już 4%. EURO Stoxx 600, grupujący spółki odpowiadające za ok. 90% kapitalizacji europejskiego rynku, stracił w ubiegłym tygodniu ok. 1%, a prawie 5% od początku miesiąca. Warto dodatkowo zauważyć, że to najprawdopodobniej nie nasz, rodzimy kapitał tak ochoczo zabrał się za zakupy na warszawskiej giełdzie. sWIG80, grupujący nieco mniejsze, rodzime spółki, te które są przedmiotem zainteresowania głównie polskich inwestorów, ubiegły tydzień zakończył na minimalnym minusie, a od początku miesiąca pozostaje w zasadzie w tym samym miejscu.

Napływ świeżego kapitału na GPW w Warszawie, pomimo niezbyt optymistycznych nastrojów na rynkach bazowych, to bardzo dobra wiadomość dla naszego rynku. Polska giełda jest na tyle płytka, że nawet niewielkie przesunięcie globalnych funduszy, związane ze spadkiem dyskonta Polski w stosunku do rynków rozwiniętych, powinno mocno popchnąć wyceny akcji na północ. Jeżeli dołoży się do tego poprawa ratingu chociaż przez jedną z największych agencji (S&P zapowiedziało w ubiegłym tygodniu taką możliwość), to możemy mieć do czynienia w przyszłym roku z kontynuacją hossy, a przynajmniej dojściem wycen spółek na warszawskim parkiecie do wartości średnich wieloletnich. A to oznacza, że w przeciągu najbliższych kilku miesięcy, przebicie szczytów z 2021 roku wydaje się bardziej niż prawdopodobne.