Obserwując przebieg ubiegłotygodniowych notowań na giełdach, nietrudno było zauważyć, że inwestorom najbardziej przypadła do gustu środowa konferencja szefa FED – Jerome Powella. Konferencja miała miejsce już po zamknięciu giełd w Europie, więc zareagował natychmiast tylko rynek amerykański. Dzięki temu zarówno S&P jak i NASDAX 100 wzrosły solidnie w ubiegłym tygodniu, odpowiednio o 2,5% i 3,4%, przy czym ten ostatni przebił swój historyczny rekord z końca 2021 roku. Giełdy europejskie zachowywały się już jednak znacznie słabiej. Co prawda polski WIG urósł w ciągu tygodnia o ok. 0,7%, ale już niemiecki DAX zakończył tydzień w okolicach zera. STOXX EUROPE 600 wzrósł niespełna o 0,9%. Powody rozbieżności są oczywiste – o ile w USA w kolejnych kwartałach PKB rośnie (często mocniej od oczekiwań) i wciąż jest nadzieja, że rok 2024 przyniesie zarówno poluzowanie warunków finansowych dla przedsiębiorstw i gospodarki, a jednocześnie nie dojedzie do recesji, tak w Euro po raz kolejny wskaźniki wyprzedzające pokazują, że IV kwartał tego roku zakończy się spadkiem PKB. W ubiegłym tygodniu rozczarowały wskaźniki PMI zarówno usługowe jak i przemysłowe dla strefy EURO. Szczególnie ten ostatni pozostaje na mocno rozczarowującym poziomie 44,2 pkt (każdy odczyt poniżej 50 pkt sugeruje spadki rok do roku). W tym świetle oczekiwania na poprawę w europejskim przemyśle w przyszłym roku są również coraz mniejsze. Najnowsze prognozy EBC wzrostu gospodarczego strefy EURO w 2024 to obecnie jedynie 0,8% (0,6% w tym roku).
Znacznie lepiej niż rynki akcji zaprezentowały się zarówno amerykańskie jak i europejskie obligacje. Rentowności niemieckich 10-latek spadły w ubiegłym tygodniu z ponad 2,25% do ok 2%. Warto zauważyć, że jeszcze na początku października rentowności Bundów przekraczały 3%. Z kolei amerykańskie 10-latki, w reakcji na konferencję Powella, tylko 13 grudnia zjechały z rentownościami z 4,2% do 4,02% i obecnie oferują swoim nabywcom poniżej 4% rentowności. Warto sobie przy tym uświadomić, że dopiero co skończył się listopad, który – jak wskazuje The Bloomberg US Aggregate bond index, śledzący całkowite zwroty z amerykańskich obligacji o stałym dochodzie – ze zwrotem na poziomie 4,4%, był dla nich najlepszym miesiącem od maja 1985 roku. W podobnej skali rosły obligacje europejskie. Reakcje inwestorów wydają się jak najbardziej logiczne. O ile ryzyko podwyższonych stóp procentowych dla wyników spółek, a co za tym idzie dla rynków akcji może zmaterializować się już w najbliższych kwartałach, o tyle początek obniżek stóp procentowych wydaje się już tylko kwestią – coraz krótszego – czasu. Zgodnie z historycznym wzorcem jest to najlepszy moment na zakupy obligacji. Do stosunkowo wysokiego kuponu dodajemy zysk wynikający ze wzrostu ceny (spadku rentowności). W tym miejscu warto nieco powściągnąć euforyczne nastroje. Po pierwsze ostatnie wzrosty cen, zarówno w Europie jak i za oceanem zdyskontowały już sporą część oczekiwanych obniżek stóp i długoterminowe rentowności niebezpiecznie zbliżyły się do aktualnej inflacji, co w oczywisty sposób ogranicza pole do dalszego zarobku na spadku stóp. Po drugie, warto pamiętać, że inflacja charakteryzuje się tzw „lepkością” i zazwyczaj nie porusza się jednostajnie w dół, do czego przyzwyczaiły nas ostatnie miesiące, a szampańskie nastroje inwestorów mogą nie spodobać się bankierom centralnym, którzy mają szerokie instrumentarium by takie nastroje schłodzić. Warto też w tym kontekście obserwować zachowanie inflacji bazowej, która wciąż znacznie mocniej odbiega od celu banków centralnych niż inflacja konsumencka.