Wiele wskazuje na to, że w tym roku kierowanie się zasadą „sell in may and go away” nie przyniesie dobrych efektów. Może zaś być wręcz odwrotnie, czyli „kupuj w maju, będziesz w raju”. Z tym rajem, to może trochę przesada, ale chyba nie do końca. A wszystko za sprawą tego, że ze sporą przeceną akcji mieliśmy do czynienia w lutym i w kwietniu, a trend spadkowy męczy nasze portfele od jesieni ubiegłego roku. Czas więc na poprawę nastrojów i maj zdaje się dostarczać pierwszych symptomów przełomu. Co prawda perspektywy makroekonomiczne nie wyglądają najlepiej, inflacja wciąż straszy, nie pozostawiając wyboru Radzie Polityki Pieniężnej, a wojna w Ukrainie daleka jest od zakończenia, ale trudno nie odnieść wrażenia, że wszystko albo niemal wszystko to giełdy już zdyskontowały. Prawdopodobieństwo, że najgorsze już za nami i będzie lepiej, jest coraz większe. Spodziewane, czy wręcz pewne, schłodzenie polskiej gospodarki, która w pierwszym kwartale rosła w tempie około 8 proc., nawet o połowę, nie powinno być żadnym dramatem, a raczej powrotem do normalności. Wizja bardziej zrównoważonego rozwoju z malejącą dynamiką inflacji nie powinna nikogo niepokoić. Na horyzoncie jest także zasilenie polskiej gospodarki pieniędzmi z Unii Europejskiej, a informacja o ich uruchomieniu może stać się dodatkowym impulsem dla byków. Owszem, w maju było nerwowo, gdy WIG20 straszył zejściem do dołka z jesieni 2020 r., ale miesiąc kończy się zdecydowanie bardziej optymistycznym obrazem rynku.