Trwające od marca dynamiczne osłabienie dolara jest jednym z istotnych czynników podtrzymujących hossę na światowych giełdach. Wiele wskazuje na to, że ta tendencja może dobiegać końca, a przynajmniej możemy mieć do czynienia z korekcyjnym umocnieniem się amerykańskiej waluty. Pierwsze tego oznaki są już widoczne. Choć w ostatnich tygodniach kurs euro nadal zwyżkuje, to jednak nie jest w stanie trwale przebić się powyżej 1,19 dolara, co sugeruje, że poziom ten stanowi istotny opór, a siła byków powoli się wyczerpuje. Także indeks dolara względem głównych walut zaczyna w ostatnich coraz energiczniej iść w górę po niedawnym osiągnięciu poziomu najniższego od maja 2018 r. Na inwestorach na razie te ruchy jeszcze nie robią większego wrażenia i na giełdach nie widać jeszcze reakcji na nie. S&P500 pod koniec ubiegłego tygodnia ustanowił nowy historyczny rekord, ale od pewnego czasu ta wspinaczka jest coraz bardziej mozolna. Wzrostowy impet traci także wskaźnik rynków wschodzących, najbardziej wrażliwy na zachowanie dolara. MSCI Emerging Markets od początku sierpnia nie może sforsować bariery 1100 punktów. Lekki ruch w dół widoczny jest już na głównych parkietach europejskich. Miniony tydzień przyniósł przekraczający 1 proc. spadek indeksu we Frankfurcie, a paryski CAC40 zniżkował o 1,3 proc. Indeks naszych największych spółek stracił prawie 2 proc. Jest dość prawdopodobne, że w miarę dobre nastroje na giełdach utrzymają się do końca sierpnia, który był piątym z rzędu wzrostowym miesiącem, jednak wrzesień może być pierwszym miesiącem spadkowej korekty. Umocnienie dolara byłoby do tego wystarczającym impulsem.