Miniony tydzień przyniósł prawie 6 proc. wzrost S&P500, oraz przekraczający 8 proc. skok Nasdaq Composite, mimo ewidentnych kłopotów części dużych amerykańskich korporacji technologicznych. To najlepsze tygodniowe osiągnięcia byków od czerwca. Dominuje pogląd, że decydujący wpływ na tak silną poprawę nastrojów na giełdach miała publikacja danych o inflacji w Stanach Zjednoczonych, która traci impet i okazała się niższa, niż się spodziewano. Konsekwencją jest oczywiście nadzieja na to, że rezerwa federalna zmniejszy tempo i być może skalę zaostrzania polityki monetarnej. Rzeczywiście, po czwartkowej publikacji nastąpił dynamiczny wzrost indeksów, nie tylko na Wall Street. Warto jednak zwrócić uwagę, że silna tendencja wzrostowa na niemal wszystkich światowych parkietach rozpoczęła się znacznie wcześniej, jeszcze w pierwszej połowie października, a więc w czasie, gdy o łagodzeniu postawy Fed nie było mowy. I nie sposób nie zauważyć, że tendencja ta zbiegła się w czasie ze słabnięciem dolara. Właśnie w tym zjawisku należy upatrywać rosnącej przewagi giełdowych byków. Oczywiście zmniejszająca się dynamika inflacji za oceanem spowodowała jeszcze większe, skokowe osłabienie amerykańskiej waluty i tendencja ta prawdopodobnie będzie kontynuowana. Tym samym należy się spodziewać dalszych wzrostów na giełdach i być może całkiem udanej końcówki roku, którego inwestorzy z pewnością do udanych nie mogą zaliczyć. Zasadniczą kwestią jest odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z odreagowaniem wcześniejszych spadków, czy też z początkiem trwałej poprawy sytuacji. Spora część analityków uważa, że na ten optymistyczny scenariusz trzeba będzie jeszcze poczekać, a czynników niekorzystnych dla rynku akcji wciąż nie brakuje. Jednak jak uczy giełdowe doświadczenie, większość często się myli, a hossy biorą swój początek w okresach zwątpienia i pesymizmu.