W ubiegłym tygodniu indeks największych spółek technologicznych w Stanach Zjednoczonych – NASDAQ100, stracił ponad 5,3% i był to najmocniejszy tygodniowy spadek tego indeksu od ponad półtora roku. S&P500 spadł „jedynie” o nieco ponad 3%, czyli w skali tygodnia najwięcej od marca 2023. W efekcie, indeks 500 największych amerykańskich spółek wymazał ponad połowę tegorocznych wzrostów i zyskuje od początku roku już jedynie nieco ponad 4%. NASDAQ100, po ubiegłotygodniowej wyprzedaży jest w tym roku „na plusie” 1,26%, co oznacza, że wrócił do poziomów z połowy stycznia, odwracając całą późniejsza zwyżkę cen. Na tym tle wręcz rewelacyjnie wygląda rynek polski, gdzie główny indeks warszawskiej giełdy WIG, nie tylko nie spadł ale wręcz urósł w ubiegłym tygodniu o symboliczne 0,4%. Oznacza to, że polska giełda, ze wzrostem YTD na poziomie 6%, przegoniła w tym roku giełdę zza oceanu. Najważniejsze chyba obecnie pytanie, to czy w najbliższych tygodniach polska giełda dołączy do – zapoczątkowanej za oceanem – korekty, czy to raczej giełda amerykańska, po uspokojeniu nastrojów, wróci do trendu wzrostowego. Jeżeli giełda w Nowym Jorku będzie dalej spadała, to bez większego ryzyka można uznać, że GPW korekcie się nie oprze, skoncentrujmy się więc na pytaniu o Amerykę, a konkretnie co mogło być powodem tak silnej, gwałtownej przeceny. Na spadki złożyło się pewnie kilka powodów, ale na pierwszym miejscu wskazałbym brak większych fal korekcyjnych praktycznie od początku obecnego ruchu wzrostowego, czyli od końca października ub. roku. Na coraz bardziej wykupionym rynku coraz trudniej znaleźć nabywców na szybko drożejące walory. Bardzo możliwe, że wyprzedaż uruchomił początek sezonu wyników, który pokazał inwestorom, że spółki są i będą relatywnie drogie, nawet pomimo lepszych od prognoz analityków wyników finansowych przedsiębiorstw. Dodatkowo przyspieszyły w kwietniu wzrosty, rosnących już od początku roku rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Rentowności 10-latek przekroczyły w ub. tygodniu 4,6%, co relatywnie, w krótkim okresie czasu, obniżyło atrakcyjność inwestycji w akcje. Sytuacji na pewno nie poprawia napięta atmosfera na Bliskim Wschodzie, gdzie spirala wzajemnych odpowiedzi Izraela i Iranu raz się napina, a raz rozpręża. Dodatkowo rosnące ceny surowców, a przede wszystkim ropy naftowej, będą podbijały oczekiwania inflacyjne w kolejnych miesiącach. Już teraz czerwcowa obniżka stóp procentowych przez FED jest praktycznie wykluczona, a inwestorzy zaczynają rozważać, czy dwie obniżki w tym roku nie są oczekiwaniem zbyt optymistycznym. Na razie amerykańska gospodarka – pomimo wysokich stóp – rozwija się nadspodziewanie dobrze i władze monetarne mają wciąż dość duży komfort w walce z inflacją. W optymalnej sytuacji, wysokie koszty finansowe przy utrzymaniu wzrostu płac pod kontrolą powinny doprowadzić do osłabienia konsumenta, a w konsekwencji spadku inflacji do akceptowalnych przez FED poziomów, co pozwoli na stopniowe obniżki stóp. Jeżeli jednak do równania wpuścimy rosnące ceny surowców, to może okazać się, że pomimo słabego konsumenta, inflacja nie będzie chciała zmierzać do wyznaczonego przez władze monetarne celu i wtedy FED stanie przed ciężkim wyborem: niska inflacja czy wzrost gospodarczy i niskie bezrobocie.
Naszej giełdy na szczęście amerykańskie dylematy na razie nie dotyczą. Akcje są wciąż relatywnie tanie, a ostatni tydzień po prostu pozwolił dogonić naszej giełdzie wzrosty w USA i w Europie Zachodniej. Nie ma się co jednak łudzić. Jeżeli spadki za oceanem się przedłużą, to raczej szybciej niż wolniej przełoży się to na naszą giełdę. Zresztą, możemy to obserwować już teraz, patrząc na rentowności obligacji 10—letnich Skarbu Państwa, które w ślad za wzrostami rentowności w Stanach Zjednoczonych, wzrosły do 5,8%, czyli poziomu najwyższego od października ub. roku.