Po ostatnim tygodniu możemy być pewni przynajmniej jednego – teza o rosnącej zmienności przez wyborami w Stanach sprawdza się na razie w 100%. Widać to szczególnie dobrze na giełdzie za oceanem, gdzie w ubiegłym tygodniu zarówno szeroki indeks S&P500 jak i ten grupujący największe spółki technologiczne zanotowały największe tygodniowe wzrosty w tym roku (odpowiednio: 4,02% i 5,93%), podczas gdy pierwszy tydzień września był w tym roku tygodniem najgorszym (-4,25% i -5,93%). Warte przy okazji jest podkreślenia, że te znaczące ruchy cenowe, świadczące o dużej niepewności inwestorów co do możliwego kierunku indeksów, odbywały się przy braku istotniejszych impulsów z gospodarki. O ile duże ruchy na giełdach na przełomie lipca i sierpnia łatwo było wytłumaczyć rosnącymi stopami w Japonii, na które nałożył się nagły wzrost ryzyka recesji w USA, to mijające dwa tygodnie września żadnych tego typu rewelacji nie przyniosły. W pierwszym tygodniu mieliśmy trochę słabsze od oczekiwań dane z rynku pracy (ale jednak bezrobocie w USA spadło zgodnie z oczekiwaniami do 4,2%), a w drugim, spadającą roczną inflację CPI (do 2,5% r/r), przy wyższym od oczekiwań odczycie miesięcznym inflacji bazowej (0,3% m/m). Na pytanie jak to możliwe, że praktyczny brak zaskoczeń może powodować tak duże wahania nastrojów inwestorów nie ma chyba jednej odpowiedzi, ale można wskazać kilka przyczyn. Po pierwsze zbliżamy się do finału wyborów prezydenckich w USA, co historycznie było momentem podwyższonej zmienności, więc mamy pewnie efekt samospełniającej się przepowiedni. Po drugie akcje są po długim okresie silnych wzrostów, trwających już prawie dwa lata, co siłą rzeczy generuje coraz większą grupę inwestorów pragnących zrealizować solidne zyski, tym bardziej, że akcje w Nowym Jorku już dawno przestały być tanie. Trzeci powód to zbliżający się nieuchronnie czas obniżek stóp procentowych za oceanem i pytanie czy powtórzy się następujący później często historyczny wzorzec recesyjny. A nawet jak recesji nie będzie i czeka nas miękkie lądowanie, to co jeżeli spółki nie sprostają wyśrubowanym oczekiwaniom analityków odnośnie przyszłorocznych zysków i rosnących rentowności? Warto na jeszcze jedną rzecz zwrócić uwagę – S&P 500 rośnie od początku roku o prawie 18% i jest to jeden z najlepszych sezonowych zachowań indeksu w porównywalnym okresie roku w historii. Dodatkowo, po kolejnym przebiciu 5.600 punktów, zbliżył się w piątek ponownie do historycznego szczytu z lipca, który próbował bezskutecznie przebić już w sierpniu. Czy uda się w tym tygodniu wejść na nowe szczyty i dalej kierować na północ? Niedźwiedziom na pewno sprzyja wzorzec historyczny, gdzie druga połowa września to najgorszy dla giełdy okres w roku. Dodatkowo 13 września zamknęło się okienko dla buy-backów, a to oznacza kilka-kilkanaście mld USD mniejszy popyt na akcje przez najbliższe kilka tygodni. Z drugiej strony ten sam wzorzec historyczny wskazuje na pierwszą połowę października jako jeden z najlepszych dla giełdy okresów w roku, może więc warto w niego wejść z portfelem wypełnionym akcjami? Dodatkowo, jeżeli nie zakładamy recesyjnego scenariusza, to w dłuższym terminie warto kupować gdy stopy zaczynają spadać – ten tydzień, co już praktycznie pewne, to początek cyklu obniżek, który – jak sugeruje rynek – powinien na koniec 2025 sprowadzić stopę funduszy federalnych w okolice 3%.
Tego typu dylematów – niestety – nie ma nasz rynek akcji, który co prawda porusza się w rytm impulsów zza oceanu, ale jakby nieco bardziej niemrawo. W konsekwencji słabej aktywności kupujących, główny indeks warszawskiej giełdy od początku roku zyskuje niespełna 5%, a WIG20 oscyluje wokół zera. W samym wrześniu, nawet po ubiegłotygodniowych wzrostach, WIG traci ok. 3%. Do majowych rekordów indeksom brakuje 8-10% i teraz nawet dojście do poziomu z początku września byłoby dużym sukcesem byków. Z drugiej strony wielu argumentów za silniejszymi spadkami nie ma. Pierwsza połowa miesiąca z dużym zapasem wyczerpała historyczny potencjał wrześniowych spadków, gospodarka – oglądana przez pryzmat wzrostu PKB – idzie do przodu nawet szybciej od wcześniejszych oczekiwań, a przyszłoroczny budżet zaciskania pasa w gospodarce nie zapowiada. Dodatkowo wskaźniki opisujące wyceny akcji – w przeciwieństwie do rynku amerykańskiego – znajdują się wyraźnie poniżej średniej historycznej. Polski rynek wydaje się być więc nieźle wypozycjonowany do ruchu w górę i – jeżeli tylko reakcja zagranicy na środową decyzję FED będzie pozytywna, to spodziewałbym się niezłego otwarcia jesieni na rynku w Warszawie.