Trwająca od połowy października dynamiczna fala wzrostów na większości światowych giełd weszła w fazę zadyszki. W dalszym ciągu trwają dyskusje, czy zapoczątkowała ona nową hossę, czy też jest tylko korektą wcześniejszych spadków. Zdania są podzielone i trudno przesądzać, kto ma rację. Część renomowanych ośrodków analitycznych ocenia, że może nas jeszcze czekać znaczący ruch indeksów w dół, zanim pojawi się perspektywa trwałej poprawy sytuacji. Czynników ryzyka wciąż jest sporo. Trwa zdecydowane zacieśnianie polityki pieniężnej głównych banków centralnych, a jednocześnie nie ma wątpliwości, że globalną gospodarkę czeka co najmniej wyraźne spowolnienie, jeśli nie wręcz recesja. Niewiadomą jest jedynie skala i czas trwania pogorszenia się koniunktury oraz to, czy władze monetarne uwzględnią tę sytuację w swych decyzjach, czy nadal jako zadanie priorytetowe potraktują walkę z inflacją. W ostatnim czasie wpływ na nastroje miały niepokojące informacje z Chin, dotyczące nasilenia się pandemii, mimo realizacji polityki „zero covid”. Jeśli tak restrykcyjne działania nie są w stanie powstrzymać rozprzestrzeniania się epidemii, należy to potraktować jako poważny sygnał ostrzegawczy, tym bardziej, że negatywnie oddziałują one na stan chińskie gospodarki, a skutki tego zjawiska odczują także inne duże gospodarki. Przed recesją ostrzega również rekordowe co do skali odwrócenie krzywej rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Zachowanie głównych indeksów w tych warunkach należy interpretować jak przejaw siły rynku, ale należy jednak zachować ostrożność w ocenie jego perspektyw. Trwa także dyskusja, czy i w jakim stopniu rynki zdyskontowały już zagrożenie recesją. Na to pytanie trudno odpowiedzieć, ale wydaje się, że ważniejsze od obserwacji dynamiki PKB są sytuacja na rynku pracy oraz zyski spółek. W przypadku obu tych czynników na razie nie ma powodów do niepokoju.