Sytuacja na warszawskim parkiecie staje się coraz mniej komfortowa dla posiadaczy akcji. Tylko w trakcie pierwszych trzech sesji mijającego tygodnia indeks naszych największych spółek tracił około 3 proc. Co gorsza, testuje dołki z pierwszej połowy sierpnia i drugiej połowy stycznia. To nie jest dobry znak, tym bardziej, że tegoroczna strata WIG20 przekracza już 4,5 proc. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele, ale ich analiza nie jest nadmiernie przydatna w podejmowaniu decyzji. Liczą się raczej przepływy kapitału. W horyzoncie krótkoterminowym, czyli kilku tygodni GPW podąża za rynkami wschodzącymi. MSCI Emerging Markets zniżkuje trzeci tydzień z rzędu, trudno więc, by u nas było inaczej. Gorzej, że spora dysproporcja ma miejsce także w dłuższym terminie. W ciągu 52 tygodni WIG20 rośnie o nieco ponad 10.5 proc., podczas gdy MSCI EM zwyżkuje o prawie 24 proc. Różnica jest mniejsza, jeśli spojrzeć na MSCI Poland, który w dwunastomiesięcznym horyzoncie rośnie o 20 proc. Przyczyn różnic można by więc dopatrywać się w kondycji naszej waluty. Osłabienie złotego z reguły nie sprzyja polskiemu rynkowi akcji. Ale złoty wcale taki słaby nie jest. Dwa lata temu kurs dolara sięgał niemal 5 zł, a obecnie zbliża się do 4 zł, a jeszcze kilka dni temu był nawet poniżej tego poziomu. Coś więc w tej układance „nie gra”. Można więc spodziewać się, że w perspektywie kilku, może kilkunastu miesięcy nasz rynek będzie odrabiał dystans wobec koszyka, a paradoksalnie, ewentualne osłabienie złotego może działać na korzyść polskich akcji, które zaczną kusić inwestorów zagranicznych.