Czwartkowa sesja była tą, na którą warszawscy inwestorzy czekali od dawna. Po fatalnej, trwającej od początku listopada serii spadków WIG20, nastąpiło wreszcie dynamiczne, wynoszące 2,7 proc. odbicie. Do jego zainicjowania doszło po osiągnięciu przez indeks największych spółek rocznego minimum. Ale trzeba też zauważyć, że zdecydowanie w tym pomogły także posiedzenie Fed, po którym nastąpiło dynamiczne osłabienie dolara, poprawa nastrojów na rynkach wschodzących oraz optymizm w kwestii zawarcia wstępnego porozumienia między USA a Chinami. To wszystko sprawiło, że mogliśmy zapomnieć o lokalnych problemach, związanych głównie ze spółkami kontrolowanymi przez Skarb Państwa. WIG20 zmniejszył skalę tegorocznej straty do 7 proc., ale czasu na ich odrobienie w całości jeszcze przed końcem roku jest niewiele. Całkiem realne jest natomiast dodatnie zakończenie roku w przypadku mWIG40, który obecnie traci jedynie nieco ponad 1 proc. i od kilku tygodni dość mozolnie ale systematycznie, niweluje wcześniejsze straty. Problemem w tym segmencie naszego rynku jest niewielka aktywność inwestorów, o czym świadczą malejące ostatnio coraz wyraźniej obroty. Na powiększenie sięgającej 12 proc. zwyżki liczą gracze nastawiający się na małe spółki. sWIG80 wykazuje w tym konsekwencję podobną jak mWIG40, a słaba dynamika wzrostów wcale nie musi być zjawiskiem negatywnym.
Trwałość utrzymywania się dobrych nastrojów na rynkach finansowych to jak zwykle pewna niewiadoma, jednak staje się jasne, że większość czynników ryzyka, jakie do tej pory najbardziej niepokoiły inwestorów, zeszła na dalszy plan. A to już pozwala z optymizmem patrzeć na koniunkturę rynkową przynajmniej w perspektywie najbliższych kilkunastu tygodni.