Z kiepskimi prognozami dla globalnej gospodarki wszyscy już chyba zdążyli się oswoić. Są one znane już od dłuższego czasu, więc żadnego zaskoczenia w tej kwestii nie należy się spodziewać. Czynniki ryzyka także są dobrze rozpoznane, a więc i w znacznym stopniu zdyskontowane. Jeśli więc miałoby dojść do niespodzianek, to raczej pozytywnych. Podobnie jest z danymi makroekonomicznymi. W przypadku części gospodarek, szczególnie w niemieckiej, są one fatalne. Niektóre parametry osiągają wartości najniższe od siedmiu lat, można więc zacząć się zastanawiać, czy może być jeszcze gorzej, czy już oczekiwać „twardego dna”. Spora część ekonomistów zakłada, że dołek koniunktury będzie mieć miejsce w pierwszej połowie roku, po czym nastąpi stopniowa poprawa sytuacji. Nawet jeśli będzie ona niewielka, rynki finansowe powinny na nią pozytywnie zareagować. Być może trwająca od początku roku zwyżka indeksów na głównych światowych giełdach jest trafnym wskaźnikiem wyprzedzającym poprawę w sferze makroekonomicznej i po naturalnej korekcie, ma szansę na kontynuację w kolejnych miesiącach. W kontekście perspektyw gospodarki niemieckiej, ważnych zarówno z punktu widzenia koniunktury na całym kontynencie, jak i w naszym kraju, warto bacznie obserwować to, co będzie się działo w gospodarce chińskiej. Na odwrócenie spadkowej tendencji dynamiki PKB raczej nie ma co liczyć, ale na jej wyhamowanie szanse są całkiem spore. Chińskie władze mają spore możliwości stymulacji zarówno fiskalnej, jak i monetarnej, trudno więc sądzić, że z nich nie skorzystają. Pierwsze jaskółki poprawy widoczne są w opublikowanych w ostatnim czasie danych. Optymistyczny jest nie tylko powrót wskaźnika PMI powyżej 50 punktów, zwiastujący przełamywanie negatywnej tendencji w przemyśle, ale także silny wzrost eksportu w marcu oraz znacznie mniejszy niż się obawiano spadek importu. Już w środę otrzymamy kolejną sporą porcję ważnych informacji dotyczących chińskiej gospodarki, które przynajmniej częściowo pozwolą zweryfikować zaprezentowane tezy.