Inwestujący na polskiej giełdzie wkraczają w czwarty tydzień stycznia w doskonałych nastrojach. Od początku roku Warszawski Indeks Giełdowy urósł już o ponad 5% i jest wyraźnie powyżej szczytów zarówno z grudnia jak i listopada. Warto w tym miejscu jednak zauważyć, że podobnie zaczynały się poprzednie dwa miesiące. Tak jak w styczniu, zarówno w listopadzie jak i grudniu startowaliśmy z poziomu poniżej 80 tys. punktów i w każdym z tych miesięcy nasza giełda przez pierwsze dni była w ścisłej światowej czołówce. W listopadzie szczyt notowań wypadł 7 dnia miesiąca (+3,7%), w grudniu było to nieco później, bo 11 grudnia indeks rósł o ok 4,5%. Za każdym jednak razem, późniejsze sesje sprowadzały wzrost w skali miesiąca praktycznie do zera. Za każdym też razem spadki w drugiej połowie miesiąca były powodowane przez czynniki zewnętrzne w stosunku do naszej giełdy. W listopadzie, po chwilowej euforii spowodowanej zdecydowaną wygraną Donalda Trumpa, inwestorzy zorientowali się chyba, że o ile dla amerykańskich akcji to wiadomość zdecydowanie pozytywna, to dla reszty świata co najwyżej mieszana. Stąd za oceanem był to najlepszy miesiąc ubiegłego roku, a u nas w drugiej połowie miesiąca już kupujących nie było i listopad zamknęliśmy z niewielkim spadkiem WIG. Podobnie grudniową atmosferę schłodził w połowie miesiąca Jerome Powell, który co prawda stopy obniżył (zgodnie z oczekiwaniami) o 0,25%, ale już jastrzębi komunikat, stawiający pod znakiem zapytania kolejne obniżki w 2025 spodziewany nie był. Stąd na amerykańskiej giełdzie grudzień, wbrew historycznym schematom, ze spadkiem S&P 500 o 2,5% był miesiącem zdecydowanie rozczarowującym. Stąd też ostatnio bardziej zdecydowane ruchy za oceanem odbywały się w rytm danych o rynku pracy, bezrobociu i inflacji. Grudzień przyniósł również pierwszy pozytywny sygnał, bo WIG w ubiegłym miesiącu, z minimalnym wzrostem był pierwszy raz od kwietnia silniejszy w ujęciu miesięcznym od giełdy amerykańskiej. W drugiej połowie miesiąca, jeszcze przed świętami, można było dostrzec sygnały, że inwestorzy powoli pozycjonują się pod styczniowe zakupy.
Dlaczego inwestorzy zagraniczni mieliby kupować polskie akcje? No cóż, najprostszą odpowiedzią jest: „bo są tanie”. Są tanie zarówno w ujęciu geograficznym (na tle innych rynków) jak i historycznym (biorąc pod uwagę średni poziom wskaźników naszej giełdy z kilkunastu ostatnich lat). Dodatkowo ten rok ma być niezły pod względem poziomu zysków, a prognozowane średnie P/E dla WIG powinno spaść w okolice 8 – 9. PKB w tym roku powinno rosnąć silniej niż w ubiegłym, inwestycje finansowane ze środków unijnych będą zdecydowanie większe niż w 2024, a pomimo jastrzębich wypowiedzi Prezesa Glapińskiego, większość analityków spodziewa się obniżek stóp procentowych w drugiej połowie tego roku. Do tego wisienką na torcie byłaby wiadomość o sukcesie rozmów pokojowych na Ukrainie, bo nawet perspektywa kilkuletniego uspokojenia na Wschodzie zdjęła by z Polski odium kraju przyfrontowego. W takich okolicznościach stosunkowo niewiele trzeba, aby zainicjować relatywnie silne wzrosty akcji. Przykład: branża spożywcza (Dino, Eurocash, Żabka), która silnie rośnie w tym roku głównie w efekcie dobrze odebranych wyników Jeronimo Martins (Biedronka). Z drugiej strony mocna czwartkowa przecena Pepco po nieco rozczarowującym ostatnim kwartale, pokazuje, że inwestorzy podchodzą do zakupów selektywnie i o żadnej giełdowej euforii nie ma mowy. Dlatego styczeń ma wszelkie predyspozycje by wyłamać się z sinusoidalnego schematu ostatnich miesięcy i pobić wynik stycznia 2023, kiedy WIG urósł o ponad 6,5%.
Co może zaburzyć te optymistyczne prognozy i to już w najbliższych dniach? … biorąc pod uwagę dzisiejszą inaugurację prezydentury kolejnego „władcy” Ameryki, którego znakiem firmowym jest nieprzewidywalność, ta kwestia jest dość oczywista. Pewne jest tylko to, że w najbliższych dniach oczy całego świata nie będą zwrócone na Polskę czy nawet Europę. Może się więc niestety okazać, że po raz kolejny sygnał do korekty przyjdzie do nas zza oceanu.