Prawie dokładnie rok temu, 20 maja 2024, Warszawski Indeks Giełdowy miał swój ubiegłoroczny szczyt na poziomie 89.658 punktów. Od tego czasu rozpoczął się zjazd, który ostatecznie sprowadził WIG o ponad 10 tys. punktów w dół, czyli ponad 11% do końca 2024 roku. To oczywiście tylko przypomnienie historii ubiegłorocznych notowań, a nie wskazanie statystycznej prawidłowości. Z drugiej jednak strony, jest jednak prawidłowością, że okres maj-listopad jest słabszy od okresu listopad –maj. Skoro jednak jesteśmy przy porównaniach z ubiegłym rokiem, to warto zwrócić uwagę, że ubiegłotygodniowa strata (WIG stracił 0,09%) była najmniejsza od … początku maja 2024, kiedy zmiana wyniosła tylko -0,06%. Wzrosty potrwały wtedy jeszcze jedynie dwa tygodnie. Zdecydowanie najsłabiej w ubiegłym tygodniu zachowywały się duże spółki, gdzie najmocniej widać zagranicznych inwestorów. WIG20 spadł o 1,12%. MSCI Poland utrzymał od początku roku swoją pierwszą pozycję, ale w ubiegłym tygodniu był w ujęciu dolarowym … najsłabszy na świecie (w walucie lokalnej wyprzedziliśmy tylko Tajlandię). Gdzie płynęły pieniądze? Oczywiście tam, gdzie indeksy rosły najmocniej, a do liderów należały Stany Zjednoczone. S&P 500 urósł w ubiegłym tygodniu o prawie 5,3%, a NASDAQ o ponad 7% i były to (pomijając odreagowanie z połowy kwietnia) najlepsze tygodniowe wyniki indeksów w tym roku. Pojawia się więc naturalne pytanie, czy to już koniec relatywnej siły warszawskiej giełdy i czy ewentualny powrót – przynajmniej częściowy – inwestorów do Stanów, oznaczać będzie ich automatyczną ewakuację z naszego regionu.
Krótkoterminowo jest chyba więcej argumentów za korektą na naszym rynku niż dalszą kontynuacją wzrostów. Od początku roku WIG urósł o prawie 30%, czyli ponad 2 razy więcej niż było to, gdy notował ubiegłoroczny szczyt. Dodatkowo, wyceny spółek, mierzone wskaźnikiem cena/zysk, przekroczyły już 13, co oznacza, że są na poziomie z początku majowej korekty z ubiegłego roku. Nie jest może jeszcze drogo, ale na pewno przestało być tanio. Kolejny argument to brak postępu w rozmowach pokojowych za naszą wschodnią granicą. Coraz bardziej prawdopodobny staje się scenariusz, za którym zresztą opowiadała się już od jakiegoś czasu część analityków, że bez wyraźnego nacisku czy to wojskowego, czy ekonomicznego, ciężko będzie nakłonić Rosję do ustępstw. No i ostatnia rzecz, czyli ryzyko polityczne, którego na pewno zagraniczni inwestorzy nie lubią. Po wynikach wczorajszej pierwszej tury wyborów prezydenckich widać, że szanse obu kandydatów są praktycznie równe. Giełdowe wzrosty w październiku 2023 pokazały wyraźnie kogo preferuje zagraniczny kapitał, więc obecne nadspodziewanie dobre wyniki aktorów z prawej strony sceny politycznej, może chęć inwestycji chwilowo zmniejszyć.
Czy czeka nas korekta, zobaczymy już pewnie podczas najbliższych sesji, jednak znacznie ważniejsze jest pytanie, czy w dłuższej perspektywie mamy przed sobą kontynuację hossy, czy kilkunasto-kilkudziesięcioprocentowe spadki. Moim zdaniem więcej przemawia za tym pierwszym scenariuszem. Po pierwsze wyceny. Historycznie nie jest już tanio i wyceny zbliżyły się do wieloletnich średnich, ale zarówno na tle średnich światowych jak i rynków wschodzących, polska giełda wciąż wygląda niezwykle atrakcyjnie. Opierając się na ubiegłotygodniowej prezentacji GPW, do rynków EM wciąż brakuje nam ponad 20%, a do średniej światowej ponad 50% (bazując na wskaźnikach cena/zysk indeksów MSCI). Porównując to ze Stanami, można śmiało powiedzieć, że u nas pomimo wzrostów jest wciąż relatywnie tanio, a za oceanem, pomimo braku wzrostów i bardzo dobrych wyników spółek z S&P 500, jest wciąż relatywnie drogo. Do tego po raz kolejny nasza gospodarka potwierdziła, że jest jedną z najsilniejszych w Europie. Ubiegłotygodniowe dane o wzroście PKB o 3,2% r/r w I kwartale, chociaż nieco niższe niż w ostatnim kwartale 2024 były miłym zaskoczeniem dla rynku i analityków, którzy stawiali na wynik bliższy 3%. Kolejne kwartały powinny być jeszcze lepsze, na co wpływ powinny mieć choćby– rozpoczęte w maju – obniżki stóp procentowych. Uspokojenie w kwestii ceł i powolne dogadywanie się Amerykanów z kolejnymi krajami powinno mieć z kolei pozytywny wpływ na rynki akcji na całym świecie. Co do wyborów, to ich ostateczne wyniki poznamy za dwa tygodnie i niezależnie od tego kto wygra, to na pewno będzie to kandydat jednej ze stron duopolu, który rządzi w Polsce od ponad 20 lat. Największa niewiadoma to sytuacja na Wschodzie. Potencjalne zawieszenie broni było chyba czynnikiem, który zainicjował zwiększone zainteresowanie naszym rynkiem od początku tego roku. Przedłużające się negocjacje na razie mu nie szkodzą, ale cierpliwość inwestorów ma też swoje granice. Wydaje się, że trwały brak porozumienia i perspektywa np. kolejnego roku konfliktu może zniechęcić kapitał zagraniczny nie tylko do listopada, ale w znacznie dłuższej perspektywie.