Patrząc na kolejny słaby tydzień w wykonaniu naszej giełdy (WIG -2,3%) aż trudno uwierzyć, że dokładnie rok temu, w październiku’23 wzrosty sięgały 10%, a przez ostatnie trzy miesiące ubiegłego roku wyniosły aż 20%. W tym roku, przez prawie 10 miesięcy, główny indeks warszawskiej giełdy rośnie niespełna 3%. Patrząc przez pryzmat analizy technicznej, nasz główny indeks wyszedł dołem ze zwężającego się w okolicach 82 -83 tys. punktów trójkąta i obecnie spogląda w kierunku wrześniowego „dołka” na poziomie ok. 80 tys. punktów. Bez większych napływów z zagranicy, wyraźnie widać, że nasz rynek nie ma szansy ruszyć na północ. Do poprzedniego tygodnia nadzieję dawał debiut Żabki, która miała być katalizatorem, który – przynajmniej chwilowo – powinien zwiększyć zainteresowanie inwestorów zagranicznych naszym parkietem. Niestety, wyjątkowo słaba sesja 17 października skutecznie te nadzieje rozwiała. Potwierdzeniem braku większych inwestorów jest zachowanie WIG20, który w ubiegłym tygodniu gładko przebił wrześniowe wsparcia i kieruje się w stronę 2.200 punktów, czyli poziomom z początku sierpnia.
Zresztą, oczy całego świata powoli coraz bardziej kierują się w stronę Stanów Zjednoczonych, gdzie wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie. Zgodnie z ostatnimi wynikami sondaży, coraz bardziej rośnie prawdopodobieństwo wygranej Donalda Trumpa, co wyraźnie przekłada się na reakcje giełd. Kandydat republikanów jest z jednej strony uznawany za bardziej sprzyjającego wzrostom na giełdach akcji w USA (choćby planowane obniżki podatków), z drugiej prawdopodobnie jego kadencji będzie towarzyszyć zdecydowanie rosnący deficyt budżetowy i raczej wyższa niż w przypadku prezydentury Harris inflacja ( np. planowane cła na pewno nie będą dla cen produktów obojętne). To może oznaczać wolniejsze tempo obniżek i wyższe docelowe stopy procentowe. Nie powinna więc dziwić reakcja rynku obligacji, gdzie rentowności amerykańskich 10-latek wzrosły od początku października z niespełna 3,8% do prawie 4,25% w ubiegły piątek. Inna sprawa, że do kwietniowej tegorocznej górki na poziomie 4,7% jeszcze sporo im brakuje. Dużo spokojniej zachowują się obligacje w strefie EURO, jednak ich wycenom sprzyja zarówno szybko spadająca inflacja (ostatnie odczyty zdecydowanie poniżej 2% celu EBC), jak i słabość gospodarcza w całej UE. A to z kolei wzmaga nacisk na władze monetarne w Europie na szybsze i docelowo mocniejsze obniżki stóp procentowych. Polskie 10-latki zyskały od początku miesiąca ponad 0,5% i obecnie rentownościami pod 5,8% dochodzą do tegorocznych szczytów. To też nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę prawie pewny brak obniżek stóp przynajmniej do marca, rosnącą inflację (w czwartek wstępne dane za październik) i ogromne przyszłoroczne potrzeby budżetowe, które będą skutkować rekordowymi potrzebami pożyczkowymi SP.
Poza zbliżającymi się wyborami, liczy się w USA w zasadzie obecnie jeszcze jedna kwestia, czyli wyniki spółek. Sezon dopiero się rozgrzewa, gdyż do ubiegłego piątku wyniki podało ok. 1/3 spółek z S&P 500. O ile w pojedynczych przypadkach można mówić o zaskakująco dobrych danych (jak choćby znakomite wyniki Tesli, po których akcje spółki zyskały w kilka dni ponad 20%), to generalnie jest średnio. Oczywiście, większość spółek zaskakuje in plus (jak praktycznie zawsze), ale nie odbiega to od 10-letniej średniej. Z kolei wzrost EPS (3,6%) jest jak na razie najniższy od trzeciego kwartału 2023. Najważniejsze spółki jednak przed nami, a w drugiej połowie tego tygodnia wyniki podadzą m.in. Apple, Meta i Microsoft. Warto jednak zauważyć, że dużo większe wzrosty EPS przewidywane są dopiero w nadchodzących kwartałach i o ile cały 2024 rok powinien przynieść niespełna 10% wzrost, to w 2025 analitycy spodziewają się że będzie to już ponad 15% zwyżka. W tym tygodniu, w środę poznamy też odczyt amerykańskiego PKB po trzecim kwartale i tutaj FED w Atlancie przewiduje niezłe 3,3%. Nic zatem nie wskazuje na recesyjny scenariusz w amerykańskiej gospodarce, co powinno oznaczać wzrosty na giełdach towarzyszące spadającym stopom.
Wracając na nasze podwórko, słaba waluta, spadające ceny obligacji i rynek akcji, który nie może się podnieść z marazmu. Do tego inwestorzy coraz śmielej grający na krótko na polskich akcjach. W gospodarce słaby przemysł, spadający eksport, a na dokładkę ubiegłotygodniowe, szokująco wręcz słabe dane o wrześniowej sprzedaży detalicznej. Można powiedzieć, że w ciągu niespełna roku inwestorzy przeszli od euforii po wygranych przez KO wyborach, do silnego rozczarowania efektami działań nowej władzy. Doświadczenie jednak uczy, że w takich momentach, kiedy trudno znaleźć powody dla których inwestorzy mieliby wrócić na nasz parkiet, warto działać w kontrze do większości. Zresztą, w ubiegłym roku – który pamiętamy jako znakomity dla naszego rynku akcji – spadek od lipcowego szczytu do październikowego dołka wyniósł ponad 16% na WIG20. W tym roku od majowego szczytu dzieli nas nieco ponad 13,5%, a wrażenie słabości tynku potęguje długi czas i siła konkurencji. Może się więc okazać, że jesteśmy blisko końca korekty i ten rok będzie na GPW lepszy niż się obecnie większości wydaje.