Komentarze

Powrót

Bez końca wojny na Wschodzie, na GPW większych inwestorów raczej nie będzie

02.12.2024

Ubiegły tydzień zakończył się symbolicznym spadkiem indeksu naszych największych spółek, WIG20, o 0,13%. W piątek mieliśmy też ostatnią sesję listopada, który był piątym spadkowym miesiącem tego indeksu. Tak długa seria miała miejsce ostatni raz w okolicach początku paniki związanej z wirusem COVID-19, na przełomie 2019 i 2020 roku. O relatywnej słabości naszej giełdy najlepiej chyba świadczy fakt, że listopad z ponad 5,7% wzrostem indeksu S&P 500, był najlepszym miesiącem za oceanem w tym roku. Od początku roku różnica pomiędzy S&P 500, który urósł o ponad 26%, a WIG20, który spadł ponad 6% wynosi imponujące 33%. O braku zainteresowania naszym rynkiem świadczyły ostatnio zarówno mierne obroty (dodatkowo spotęgowane w czwartek wolnym dniem w USA) jak i bardzo małe zmiany dzienne indeksów, gdyż rzadko się zdarza, żeby przez cały tydzień sesje kończyły spadkami i wzrostami nie przekraczającymi 0,5%. Potwierdzeniem braku nowych środków było niepowodzenie IPO spółki Studenac, która próbowała uplasować akcje na giełdach w Warszawie i Zagrzebiu. To już drugie zakończone niepowodzeniem IPO (po porażce informatycznej TTMS) po niezbyt udanym debiucie Żabki. Nie trzeba chyba dodawać, że inwestorzy nie zareagowali na lepsze od oczekiwań dane o październikowej produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej. Nie zrobiły na nich również wrażenia czwartkowe dane o PKB Polski za III kwartał b.r., chociaż nikt się chyba nie spodziewał, że praktycznie cały 2,7% wzrost r/r oparty był na wzroście zapasów.

Kiedy kapitał zagraniczny wróci na polską giełdę? Moim zdaniem dopiero po zakończeniu wojny na Ukrainie. O ile w ubiegłym i na początku tego roku wydawało się, że inwestorzy „przyzwyczaili się” do konfliktu i do faktu, że jesteśmy krajem przyfrontowym, to od czasu coraz bardziej widocznych sukcesów Rosjan, widać rosnące obawy inwestorów przekładające się w niechęć do angażowania tutaj większych środków. Dodatkowa niepewność to zapowiedzi amerykańskiego prezydenta elekta o chęci szybkiego zakończenia konfliktu, co odbierane jest jako groźba zmuszenia Ukrainy do daleko posuniętych ustępstw na korzyść Rosji, a to mogłoby w dalszej perspektywie zagrozić naszemu krajowi. Niezależnie jednak od tego czy będziemy świadkami bardziej czy mniej korzystnego pokoju czy zawieszenia broni, obecnie obserwujemy niebezpieczną eskalację szczególnie po stronie Rosji, która chce zająć jak najlepszą pozycję negocjacyjną przed inauguracją prezydentury Trumpa. W takim otoczeniu trudno się dziwić, że inwestorzy wolą poczekać na rozstrzygnięcie, nawet ryzykując, że po wojnie trzeba będzie trochę więcej zapłacić.

Swoją drogą, o wpływie geopolityki i postrzeganiu ryzyka eskalacji zbrojnej, najlepiej świadczy poniższy wykres, gdzie widać niezwykłą korelację zachowywania naszej i południowokoreańskiej giełdy za ostatnie pięć miesięcy.

Tak jak u nas za wschodnią, tak u nich za północną granicą są państwa dysponujące bronią atomową, a skoro teraz Kim Dzong Un wysyła swoich żołnierzy do Rosji, to nietrudno wyobrazić sobie wsparcie Rosji w potencjalnym konflikcie na półwyspie koreańskim.

Z drugiej strony to co dla jednych jest nieakceptowalnym ryzykiem, dla innych może być okazją do tanich zakupów. Szczególnie, że koniec konfliktu, a przynajmniej bardziej lub mniej trwała przerwa, jest już raczej bliżej niż dalej.

Michał Szukalski
Sprawdź naszą ofertę
Jeśli chcesz odkładać zarabiać lepiej niż na lokacie
Dowiedz się więcej