Trwająca od czwartku kolejna runda negocjacji handlowych między USA a Chinami koncentruje uwagę inwestorów w najwyższym stopniu. Pogłoski napływające zarówno przed ich rozpoczęciem, jak i w trakcie trwania rozmów, są bardzo zmienne. Do niedawna nie było nawet wiadomo, jak długo potrwa wizyta przedstawicieli chińskich władz w Waszyngtonie. Wynik do końca trudno będzie przewidzieć, a i interpretacja ewentualnych efektów nie będzie łatwa. Optymiści spodziewają się przynajmniej zawieszenia sporów i pewnych pojednawczych gestów, pesymiści liczą się jedynie z ustaleniem kolejnego terminu rozmów. Tak więc zarówno rezultaty, jak i ich ocena mogą wpłynąć na sytuację na rynkach finansowych nawet na najbliższe tygodnie. W oczekiwaniu nie widać nadmiernej nerwowości. Czwartkowa sesja na Wall Street przyniosła nawet niewielką zwyżkę indeksów, choć w skali czterech dni S&P500 traci 0,5 proc., kontynuując spadkową korektę. Niezłe nastroje panowały do czwartku na głównych giełdach europejskich, gdzie niemiecki DAX zyskiwał 1,3 proc., na co pewien wpływ miało dobre przyjęcie danych o dynamice produkcji przemysłowej, choć tak naprawdę nie były one zbyt optymistyczne. Mimo słabszych niż się spodziewano danych dotyczących koniunktury w chińskim sektorze usług, nastroje zarówno na giełdzie w Szanghaju, jak i na emerging markets były w ostatnich dniach umiarkowanie optymistyczne. Indeksy w Warszawie siłą raczej nie imponowały. Jedynie wskaźnik największych spółek i sWIG80 zdobyły się na niewielkie odreagowanie spadku z poprzedniego tygodnia, zaś indeks średnich firm zniżkował o kilka dziesiątych procent i nie zdołał utrzymać się powyżej 3600 punktów. Słabość naszego rynku wydaje się przesadzona, zarówno biorąc pod uwagę otoczenia, wyceny spółek, jak i sytuację makroekonomiczną. Wciąż więc można liczyć na rozpoczęcie fazy odrabiania strat, podobnie jak miało to wielokrotnie miejsce w przeszłości.